poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 3


Do domu Gerarda jechali w ciszy. Żadne z nich nie miało odwagi się odezwać albo po prostu obydwoje nie chcieli rozmawiać. Nawet na siebie nie patrzyli, tak jakby ignorowali swoją obecność, ale nie mieli sobie tego za złe. Obydwoje potrzebowali bliskości, jednak bali się o to poprosić. Ona czekała na pierwszy ruch z jego strony, a on czekał na jakikolwiek jej gest. Liczyli kolejne sekundy i modlili się, by ta podróż w końcu się skończyła. Obydwoje chcieli płakać, ale nie byli zdecydowani, czy w samotności, czy w ramionach tej drugiej osoby.
Olivia patrzyła przez szybę samochodu, po której zaczęły spływać pierwsze krople deszczu, który odzwierciedlał jej samopoczucie. Liczyła je, a kiedy jej się to znudziło, zaczęła liczyć mijane drzewa. Bała się, że zaraz może się rozpłakać, więc cały czas szybko mrugała powiekami, by pozbyć się niechcianych łez, które i tak napływały. W końcu odpuściła i pozwoliła, by słony płyn spłynął po jej policzkach. Odwróciła głowę jeszcze bardziej w stronę szyby, by jej przyjaciel nie dostrzegł tego, że zaczęła płakać. Pociągała cichutko nosem i bluzą ścierała łzy. Nie spodziewała się, że tamtego dnia na jej ustach choć na ułamek sekundy pojawi się uśmiech, ale jednak tak też się stało. Uśmiechnęła się, kiedy minęli ogromne drzewo, na którym znajdowały się pozostałości po ich domku. To miejsce zawsze było dla niej wyjątkowe, było wyjątkowe dla ich całej czwórki. To tam zawsze mogła schować się i płakać, gdy coś ją zasmuciło lub gdy dostała złą ocenę. W tym domku wymyślali razem nowe zabawy i chowali jedzenie, które przemycili z domowej lodówki, twierdząc, że tam smakuje lepiej. Minęli dom Cesca i to w tamtej chwili uświadomiła sobie, że z ich czwórki pozostała jedynie dwójka. Rita umarła, a Cesc się od nich odłączył. Zostali tylko oni dwoje. Tylko ona i Geri.
W końcu nie wytrzymała i spojrzała na Hiszpana, który udawał zainteresowanie drogą. Chciała, by zatrzymał się gdzieś na uboczu, przytulił ją mocno i powiedział, że już wszystko będzie dobrze. Zamiast tego, on zwyczajnie ją ignorował. Niepewnie dotknęła jego dłoni.
Gerard natychmiast na nią spojrzał. Czuł dreszcze przechodzące przez jego ciało, które spowodowane były jej dotykiem. Nie mógł uwierzyć w to, że była taka piękna. Od zawsze mu się podobała, ale wtedy miał wrażenie, że była nadzwyczajnie piękna. Zerknął na chwilę na drogę, by upewnić się, że nie spowoduje zaraz jakiegoś wypadku i znów spojrzał na nią. Zorientował się, że jej policzki mokre są od łez, a jego serce po raz kolejny pękło na miliony kawałeczków. Nie chciał, by cierpiała. Uśmiechnął się blado i uścisnął mocno jej dłoń.
Jechali ze splecionymi dłońmi jedynie kilka sekund, bo chwilę później dojechali do domu obrońcy. Zatrzymał samochód i znów zaczął się na nią patrzeć. Wiedział, że może to robić, bo ona patrzyła na niego w ten sam sposób. Nie czuł się skrępowany, wręcz przeciwnie, czuł się zrelaksowany. Rozpływał się pod wpływem jej dotyku i spojrzenia. Geri nie chciał jako pierwszy przerwać tego kontaktu, więc Liv to zrobiła, spuszczając wzrok i zabierając swoją dłoń.
- Jesteśmy - powiedział zachrypniętym głosem.
- Mieszkasz tu sam? - głos jej drżał. 
- Mieszkałem, teraz już nie. Od dzisiaj mieszkam tu z tobą.
Widział, że była zaskoczona jego słowami, ale nie chciał nawet słuchać sprzeciwu. Nie mógł jej przecież pozwolić, by nocowała w jakichś hotelach, skoro mogła zamieszkać u niego. Cieszył się z tego powodu, w końcu nie będzie aż taki samotny. Miał nadzieję, że uda mu się zatrzymać Olivię na dłużej. Przecież nikogo nie miała w Londynie, tak mu się przynajmniej wydawało. Mogłaby być z nim, obiecałby jej, że ją uszczęśliwi.
- Pada. Potem pomożesz mi z walizką, dobrze? - spytała niepewnie.
Gerard pokiwał głową, zadowolony, że nawet nie miała zamiaru się mu sprzeciwiać. Wsunął dłoń do kieszeni skórzanej kurtki, szukając kluczy od domu. W końcu je znalazł i wysiadł z samochodu. Od razu zrobiło mu się zimno od tego deszczu. Wystarczyło kilka sekund, a  już był cały przemoczony.
Liv również wyszła z samochodu i od razu zmokła. Nie mogła zrozumieć, dlaczego nogi odmawiały jej posłuszeństwa i nie mogła iść w stronę drzwi. Zamiast tego, podeszła do Gerarda, który również zrobił krok w jej stronę. Stała sztywno, czując, że z jej ubrań i włosów kapie woda.
Czubki ich butów się ze sobą stykały. Ich oczy patrzyły prosto na siebie. Nawet usta po chwili stały się jednością.

*

Deszcz uderzał o szyby okien salonu tak mocno, jakby chciał się przez nie wedrzeć do pomieszczenia. Nie potrafił skupić się na lecącej właśnie komedii. Zamiast tego przyglądał się spływającym po szybie strumyczkom kropel. Idealnie odzwierciedlały to, jak właśnie się czuł. Wściekły, smutny, rozdarty. Wściekły na siebie, że od dwóch dni ignorował telefony od swojego agenta. Miał, jak mu się wtedy wydawało, ważniejsze sprawy na głowie. No i  musiał przyznać, że ten stary idiota mocno działa mu na nerwy. Mimo wszystko jednak, nie powinien unikać rozmów z nim, skoro zajmował się jego karierą. Nic nie powinno być ważniejsze. A jednak jakieś tam piwo z  Iniestą, zabawy z Carlą po powrocie z treningu i  nie tylko, sprawiły, że nie odbierał telefonów. Przez to wszystko z opóźnieniem dowiedział się o śmierci Rity. Jak mógł być takim idiotą?! Spływające krople zastąpiły jego łzy. Cesc Fabregas nigdy nie płakał, jednak w chwili, gdy dowiedział się, że jego przyjaciółka nie żyje, miał na to ogromną ochotę. Znali się od dziecka, w młodości byli nierozłączni, Zdarzało się, że pomagał jej przy dziecku, a ona mu w wyborze ubrań, gdy musiał iść na zakupy. Była jego najlepszą przyjaciółką, jego siostrą, a teraz tak po prostu zniknęła. Jeden wypadek i koniec, nie ma Rity. Jaki ten świat jest popieprzony! Był też rozdarty. Skoro zbliżał się pogrzeb Hiszpanki, nie mogło zabraknąć na nim jej najlepszych przyjaciół. A to było równoznaczne z tym, że do Barcelony przyleci Olivia. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Nie chciał się z nią widzieć, niby po co? Rozstali się, by on mógł kontynuować karierę. Źle. Zostawił ją, by móc kontynuować karierę. Zachował się jak dupek, dlatego teraz nie chciał patrzeć jej w oczy. Nie, nie tchórzył. Po prostu wolał uniknąć problemów i wyrzutów sumienia. Z drugiej jednak strony tak bardzo chciał ją zobaczyć, że to pragnienie aż go przerażało! Był bardzo ciekaw, co u niej słychać, jak teraz wygląda, czy się zmieniła. A najbardziej to interesowało go jej nastawienie względem jego osoby. Wybaczyła mu? A może nadal nienawidzi? Przez te kilka lat, jakie spędził w Barcelonie, ona nadal gdzieś tam była w jego głowie. Prawie za każdym, jak kopał piłkę, zastanawiał się, jak jej się powodzi w tym Londynie. Nie chciał się do tego przyznać. Uważał to za słabość. Jakiś idiotyczny zwyczaj. W sumie to Cesc był pewien, że ona przyjedzie do Barcelony. Zbyt dobrze ją znał, wiedział, że nie opuści pogrzebu najlepszej przyjaciółki. Co to się porobiło, że jego Liv pojawi się w Katalonii? Może nawet już tu jest? Błąd. Nie jego Liv, już nie jego.
Podniósł się z kanapy i podszedł  do okna. Choć wydawało się to niemożliwe, zaczęło jeszcze mocniej padać. Przysiadł na parapecie i wyglądał na pobliską ulicę. Pozostawała jeszcze sprawa Hugo, syna Rity. Jako że ojciec był nieznany, a ona umarła, chłopiec został na świecie całkiem sam. Był ciekaw, co teraz z nim będzie. Jako przyjaciel jego matki powinien się nim zająć, ale nie chciał. Zupełnie nie nadawał się do roli ojca. A matkę kto miałby mu zastąpić? Carla? Na samą tę myśl Cesc zaśmiał się cicho. Nie, to tak samo nierealne jak Leo Messi grający w barwach Królewskich. Nie, nie może się zająć chłopcem. Zawsze jednak może jakoś zabezpieczyć mu przyszłość. Doszedł do wniosku, że przekaże jakąś małą sumkę na poczet jego nauki. Stać go było na to. No, pod warunkiem, że Carla nie pójdzie na kolejne "maleńkie" zakupy.
A propos Carli, właśnie słyszał stukot jej obcasów, gdy stąpała po schodach. Po chwili poczuł, jak przytula się do jego  pleców i całuje go w  kark.
- Co robisz?
- Myślę.
- Myślisz?
-  A co, nie mogę? - odwrócił się i spojrzał w jej oczy.
- Nie no, oczywiście, że możesz - zmieszała się i  spojrzała na swoje buty.
- Wybierasz się gdzieś?
- Przecież idziemy do klubu, Cescy.
- Jak to my?
- Roxanne napisała rano, czy nie wybierzemy się z nią i Davidem potańczyć. Zgodziłeś się, nie pamiętasz już? - wydęła wargi i zrobiła smutne oczy.
Nienawidził, gdy tak robiła. Wtedy praktycznie zgadzał się na wszystko, czego chciała. Ale faktycznie, zupełnie wyleciało mu to z głowy. Wszystko przez tę wiadomość o pogrzebie Rity.
- Pamiętam. Ale skarbie, nie mam nastroju.
- Jak to nie masz nastroju? Ceeeeescy no, nie rób mi tego, kochanie!
- Carla naprawdę, nie chce mi się wychodzić z domu.
- Ale obiecałeś! Proszę, kochanie - stanęła na palcach, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała namiętnie. Idealnie wiedziała, jak wykorzystać swoje atuty i przekonać go do tego, na co właśnie miała ochotę.
- Nie...
- Bardzo ładnie proszę - zamrugała i ponownie go pocałowała, tym razem ocierając się również o jego krocze - Bardzo bardzo ładnie proszę - wymruczała mu do ucha niczym kotka.
Cesc oderwał się od niej i spojrzał przez okno. Na podjeździe w domu przyjaciela stał jego samochód. Odwiedzi go, kiedy wróci z klubu i razem powspominają byłą przyjaciółkę. Teraz nie było na to czasu, skoro miał razem z Carlą spotkać się z jej znajomymi.
- No dobrze księżniczko, bierz torebkę i wychodzimy - uśmiechnął się do niej.
- Taaaaak!! - pisnęła i zaklaskała w dłonie - Cescy jesteś najlepszy misiaczku!
Pocałowała go czule i podreptała w swoich wysokich szpilkach  po kopertówkę. Doskonale wiedziała, jak postawić na swoim. Cesc był jej i tylko jej.
Hiszpan wyjął z kieszeni kurtki kluczyki od samochodu i poszedł wystawić go z garażu. Jak szybko zapomniał o zmarłej przyjaciółce. Wystarczyło tylko kilka pocałunków...

*

Nie żałowała, że odwzajemniła pocałunek Gerarda. To była chyba najprzyjemniejsza rzecz, jaka jej się przydarzyła w ostatnim czasie. Choć na chwilę zapomniała o wszystkim, co sprawiało, że chciała płakać. Przez te kilka sekund była szczęśliwa. Pomyślała nawet, że kilka lat temu źle wybrała. Zakochała się w Fabregasie, który jedynie ją zranił, a teraz nawet nie zaoferował swojej pomocy, ani nawet nie zapytał, jak się czuje. Była pewna, że Geri nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Zawsze był pomocny, troszczył się o każdego i był w stanie zrobić wszystko, byleby tylko jego przyjaciele się uśmiechali. Kto wie, może gdyby zakochała się w Pique, wciąż byłaby szczęśliwa? Mieszkałaby w Barcelonie, razem z nim, codziennie odwiedzałaby przyjaciółkę. Może wtedy ta tragedia nie miałby miejsca?
Niepotrzebnie się obwiniała. Nie miała żadnego wpływu na swoje uczucia. W Cescu zakochała się ot tak. Nie potrzebowała na to zbyt wiele czasu, zbyt wielu spotkań. Od razu stał się dla niej ważny i wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie z niego zrezygnować. Tak też było do chwili obecnej, wciąż był w jej głowie i sercu. Nie potrafiła o nim zapomnieć i zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy się to nie stało. 
Z drugiej strony był Gerard, który zdecydowanie coś do niej czuł. Może i nie łączyła ich taka przeszłość, jak ją i Cesca, ale mimo to miała z nim wiele cudownych wspomnień. Nie była pewna, kim tak naprawdę dla niej był. Jeszcze wczoraj mogłaby przysiąc, że jest jej najlepszym przyjacielem. Ale teraz? Sama nie wiedziała, co czuła. 
Siedziała w ciszy i mocno ściskała kubek z gorącą herbatą, którą zrobił dla niej Geri. Jej włosy wciąż były nieco wilgotne. Przebrała się w suche i czyste ubrania, a obrońca dodatkowo opatulił ją kocem. Nie rozmawiali o tym, co wydarzyło się przed domem. Żadne z nich nie miało odwagi wspomnieć o pocałunku, który ogrzał serce Olivii i Gerarda. 
- Nie za słodka? - palnął nagle i od razu pożałował, że zaczął rozmowę takim idiotycznym pytaniem. Przez krótką chwilę chciał się zaśmiać, jednak widząc, że Liv nawet się nie uśmiechnęła, postanowił zamknąć usta. 
- Nie, jest idealna. 
- Co słychać w Londynie? 
- Cały czas pada. Przyjeżdżając tu, miałam nadzieję, że w końcu zobaczę słońce, ale nawet Barcelona zrobiła mi na złość. 
Zaśmiał się cicho. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, więc znowu milczał. Olivia odstawiła pusty kubek na szklany stolik i spojrzała na niego z uśmiechem. Przez chwilę zapomniał, jak się oddycha. Szybko złapał nieco powietrza w płuca i posłał jej równie szeroki uśmiech. 
- Chyba powinniśmy porozmawiać.
- Tak. Chyba tak. 
- Gdybym tylko wiedział od czego zacząć.. - zaśmiał się nerwowo. 
- Może od tego? - pocałowała go nagle. 
Cały świat wokół przestał dla nich istnieć. Po raz kolejny tego dnia nie myśleli o śmierci przyjaciółki, a zamiast tego podarowali sobie odrobinę szczęścia. Obydwoje czuli się nieco winni, jednak nie potrafili ukryć pragnienia bliskości. Oderwali się od siebie po dłuższej chwili, cały czas patrząc sobie w oczy. Słyszeli swoje przyspieszone oddechy. Gerard nawet był w stanie przysiąc, że słyszał bicie serca Liv. Tak bardzo chciał, żeby biło ono tylko dla niego.
- Co my do cholery robimy? - usłyszał jej cichy szept. Od razu delikatnie się uśmiechnął. 
- Nie wiem, ale naprawdę bardzo mi się to podoba.
Usłyszeli trzask drzwi i momentalnie odsunęli się od siebie na bezpieczną odległość. Gerard zupełnie nikogo się nie spodziewał i nie był zadowolony z wizyty niezapowiedzianego gościa. Najgorsze było to, że nie miał ochoty wstawać i odchodzić od Liv choćby na krok. Spojrzał na brunetkę i uśmiechnął się do niej delikatnie. Wiedział, że uśmiech ten jedynie przepełniony był smutkiem, który niestety powrócił. 
Zerknęła w stronę drzwi i od razu zamarła. Spodziewała się dosłownie każdego, tylko nie jego. Nie była jeszcze na to gotowa. Nie była gotowa na takie spotkanie. 
- Cesc.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCxGLccrz7uepsyV3AisldeY1LHh6uBdPV7SAWG6wAa5ZWQQYnieH9kbBVL8OK00RpnCfUqlMegil-mL5iQAAcUcmPfU_ZV74fVl_ryjMAx7dWlri24x-jYg1IJOHvUCn79XBebMj0n58/s1600/Francesc+Fabregas+Soler.gif

~~~~~~~~~~~~~~

Coś długo nas tu nie było.. Kolejny niestety raczej nie pojawi się prędko. W każdym bądź razie - przepraszamy. Mamy nadzieję, że wciąż tutaj z nami jesteście.

Specjalnie tak zakończyłyśmy! :D Mamy nadzieję, że nam to wybaczycie (a w sumie raczej mi..).

Pozdrawiamy i prosimy o komentarze!

Miniza