Olivia
siedziała w swoim gabinecie i tępo wpatrywała się w ekran laptopa. Powinna
już dawno kończyć artykuł na jutro, a nawet go nie zaczęła. Nie potrafiła się
skupić, odkąd jakiś przyjazny anonim wysłał jej mejlem link do krótkiej notki z
Cesciem Fabregasem w roli głównej, tym razem imprezującym do białego rana w
jednym z barcelońskich klubów nocnych. Minęły
już prawie cztery lata odkąd rozstała się z Hiszpanem, jednak nadal nie mogła o
nim zapomnieć. Nawet jeśli próbowała, ten anonim jej na to nie pozwalał
przysyłając kolejne linki.
Zamknęła
klapę laptopa i oparła na nim łokcie, kładąc głowę na dłoniach. Po raz kolejny
wróciły do niej wspomnienia. Kiedyś darzyła piłkarza uczuciem, które pewnie
trwałoby nadal, gdyby nie jego wyjazd do Barcelony, który zrujnował wszystko. Cesc
nawet nie zapytał, czy pojedzie do Hiszpanii razem z nim. Nie musiał, wiedział,
jaka będzie odpowiedź Liv.
Kiedyś,
kiedy byli jeszcze razem, potrafili spędzać noce na rozmowach w łóżku o
wszystkim i o niczym pijąc przy tym pyszną angielską herbatę. Podczas jednej z
takich nocy rozmawiali czysto hipotetycznie, co by się stało, gdyby Hiszpanowi
przyszło opuścić Arsenal. Olivia zapytała się go wtedy, czy zostałby dla niej
nadal w Londynie. Ona przecież miała swoje studia i nie mogła ot tak nagle
zmienić miejsca zamieszkana. Z jego ust padły wtedy słowa „ Lepiej mnie
zabijcie, niż żebym miał założyć na siebie koszulkę Chelsea”. Kiedy dziewczyna
zapytała go, czy zrezygnowałby z transferu do innego miasta, ba, do innego
kraju, ze względu na nią, Cesc spuścił wzrok i nic nie odpowiedział. Dla Olivio
tamtej nocy wszystko było jasne. Nie zdążyła jednak długo się nad tym
zastanowić, gdyś ukochany szybko zamknął jej usta pocałunkiem.
Jednak w
dniu tej feralnej kolacji, gdy dowiedziała się o jego transferze do Barcelony,
wspomnienie tej rozmowy powróciło do niej. Dla Cesca klamka już zapadła, wracał
do Hiszpanii i nie przewidział dla Liv miejsca u swego boku. Nie było żadnego: „kochanie
spakuj się, pojedziemy razem” albo „jeśli nie chcesz się wyprowadzać, to
zostaniemy w Londynie”. Nie, właśnie wtedy dzieląca ich granica okazała się
czymś materialnym. Był Cesc i jego piłka oraz Olivia i jej studia. Nie było między
nimi żadnego połączenia. Dla Olivii to był koniec wszystkiego, zrozumiała, że w
tamtym związku tylko ona tak naprawdę kochała. Wiele razy później wyrzucała sobie
to, że zareagowała tak agresywnie, ale wtedy ból odrzucenia rozpierał każdą
komórkę jej ciała. Chciała pokazać piłkarzowi, jak mocno ją zranił, raniąc go
fizycznie, jednak nie osiągnęła zamierzonego celu. Dwa tygodnie po tej kolacji
wyjechał do Barcelony, a ona została sama. Tylko Olivia i jej studia.
Teraz już
nie czuła do niego aż tak wielkiego żalu. Opłaciła się jej ciężka praca i nauka
po nocach. Pracowała w najlepszej angielskiej gazecie w dziale sportowym. Zrobiła
specjalizację z piłki nożnej. Zajmowała się jednak tylko Preamier League, nie
potrafiła spojrzeć w ogólne na ligę hiszpańską. Rozstanie z Cesciem dało jej
wiele dobrego, jednak nawet po tych czterech latach nie było dnia, by choć raz
o nim nie pomyślała. Tak to jest z pierwszą, prawdziwą miłością.
Dzięki
anonimowi i jego linkom Liv mogła śledzić życie piłkarza w Barcelonie, to
prywatne, jak i zawodowe. Czasami nie dowierzała w to, co czyta. Czuła się
jakby Cesc, którego znała i Cesc, który gra w Dumie Katalonii to dwie różne
osoby. Hiszpański Fabregas był casanową, imprezował, zmieniał kobiety jak
rękawiczki. Przy tym był jednym z najlepszych pomocników, jakich mógł mieć
klub.
Olivia
przetarła zmęczone oczy i nakazała sobie
przestać myśleć o Cescu. Czekał na nią artykuł do napisania inaczej podpadnie
redaktorowi naczelnemu. Włączyła na nowo komputer i kliknęła w ikonkę Worda.
Kiedy pojawił się nowy dokument, ponownie popatrzyła tępo na ekran. Po raz
kolejny po mejlu od anonima opuściła ją wena. Liv jęknęła cicho. Musiała jakoś
zacząć sobie radzić, minęło przecież już tak dużo czasu, a ona ruszyła dalej i
już nie kochała. Położyła smukłe dłonie na klawiaturze i przejechała delikatnie
palcami po klawiszach. Już widziała zarys pierwszego zdania, kiedy drzwi jej
gabinetu otworzyły się nagle i pojawiła się w nich blond głowa jej asystentki.
- Olivio,
nie przeszkadzam?
- Nie –
ponownie zamknęła swój laptop i przeczesała dłonią długie włosy – Stało się coś?
- Jest do
ciebie telefon.
- Jestem
teraz zajęta, niech zadzwonią później.
- Ten ktoś
powiedział, że nie może czekać.
- A ten ktoś
to?
- Jakiś
prawnik.
- Tym
bardziej powiedz, że jestem zajęta. Nie mam siły słuchać, jak to znowu kogoś
przedstawiłam w złym świetle.
- Liv, to
nikt z Londynu. Ten prawnik powiedział, że jest z Barcelony.
- Z
Barcelony?! – Olivii mocniej zabiło serce – Czego chce?
- Powie
tylko tobie. Ale tak zauważyłam, że był bardzo wzburzony. Więc jak? Odbierasz
czy mam przekazać, że teraz nie możesz?
- Odbiorę,
tylko daj mi minutę – westchnęła.
Asystentka
zamknęła za sobą cicho drzwi. Olivia wzięła łyk kawy, by nawilżyć gardło i
odchrząknęła. Telefon z Barcelony. Tego się w życiu nie spodziewała. Ciekawe, o
co może chodzić?
*
Drżącą ręką odłożyła telefon na biurko.Wpatrywała się tępo przed siebie, nie potrafiąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Nie mogła nawet dopuścić do siebie takiej myśli. To musiał być jakiś cholerny żart lub koszmar, z którego chciała się jak najszybciej obudzić. Nie, to się działo naprawdę.
Jej przyjaciółka uległa wypadkowi samochodowemu. Mimo starań lekarzy nie udało się uratować jej życia. Zmarła dzień temu w wyniku silnych obrażeń.
Dzwonił jej prawnik, by podać Olivii datę pogrzebu i poinformować ją o konieczności stawienia się w Barcelonie w celu odczytania testamentu. Nie miała pojęcia, co takiego mogła przepisać jej Rita. Były dobrymi przyjaciółkami, ale spotykały się bardzo rzadko. Liv nawet nie wiedziała, że jej przyjaciółka spisała testament.
W pewnym momencie pomyślała o Hugo, sześcioletnim synku Rity. Nigdy nie poznał swojego ojca, a w dodatku teraz stracił matkę. Nie mogła wyobrazić sobie tego, jak okropnie samotnie musiał czuć się w tamtej chwili chłopiec. A może jeszcze nikt nie powiedział mu, że jego mamusia odeszła daleko stąd? Była jego matką chrzestną, musiała mu w jakiś sposób pomóc.
Przez jej umysł przebiegły wszystkie momenty, które spędziła razem z Ritą. Były momenty smutne i radosne, jak to w każdej przyjaźni. To dzięki niej poznała Cesca - miłość swojego życia, a może teraz mężczyznę, o którym wolała zapomnieć? Dlaczego nawet w takiej chwili musiała o nim myśleć?
Westchnęła cicho, czując jak pierwsze łzy spływają po jej policzkach. Szybko otarła je wierzchem dłoni, jednak wciąż napływały nowe. Nie potrafiła tego powstrzymać. Zaczęła szukać w szufladzie paczki chusteczek higienicznych, jednak za nic nie potrafiła ich znaleźć. Wszystko było przeciwko niej. Wiedziała, że zaraz cały makijaż, nad którym spędziła rano tyle czasu, spłynie po jej twarzy, jednak starała się tym nie przejmować. Miała teraz na głowie znacznie poważniejsze problemy niż jej wygląd.
Za nic nie potrafiła wyrzucić z głowy widoku auta z Ritą w środku, w które uderza pijany kierowca. Chciała zabić tego drania, który to spowodował ten wypadek, tym samym pozbawiając Hugo matki, a jej przyjaciółki. Zrobiłaby wszystko, byleby tylko przywrócić ją do życia. Serce ją bolało i piekły oczy. Wcale sobie nie pomagała, wyobrażając sobie umierającą Ritę, czy jej płaczącego synka.
Przyłożyła palce do skroni. Z trudem powstrzymywała się przed krzykiem pełnym rozpaczy i złości. Jej stan znacznie pogorszył kolejny mejl od przyjaznego anonima. Chciała wyłączyć komputer, jednak za nic nie potrafiła nie otworzyć linku, który przysłał jej anonim. Kliknęła w niego, czując jak znacznie przyspiesza jej bicie serca. Zdjęcia przedstawiały Cesca Fabregasa, który wchodził do jednego z klubów. Więc zaczynał zabawę. Zaczynał zabawę dzień po śmierci Rity. Liv płakała z tego powodu, a piłkarz się świetnie bawił. Nie mogła w to uwierzyć. A może po prostu jeszcze o tym nie wiedział? Nie, nie potrafiła usprawiedliwiać go w ten sposób. Skoro ona wiedziała, on też już musiał. Najwyraźniej się tym faktem nie przejął.
Ułożyła głowę na twardym blacie biurka i zaczęła szlochać. Nie potrafiła się z tym pogodzić. To było dla niej zbyt wiele. Nie wiedziała, co ma zrobić. Zadzwonić do Gerarda Pique i porozmawiać, co zrobić z ich chrześniakiem? Nie, to zdecydowanie nie była rozmowa na telefon.
Musiała jechać do Barcelony. Musiała jechać do tego przeklętego miasta, w którym się wszystko zaczęło. Musiała jechać do miejsca, w którym mieszkał Cesc Fabregas. Wiedziała, że będzie zmuszona do spojrzenia w jego czekoladowe oczy, które tak idealnie pamiętała. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Nie obchodził ją już. Wypłacze się na ramieniu swojego przyjaciela Gerarda. Pojedzie tam, pójdzie na pogrzeb, odczytanie testamentu, porozmawia z Pique i wróci. Nie zostanie tam ani chwili dłużej niż będzie trzeba.
Barcelona, 2014r.
Cesc wpadł jak burza do willi i nie kłopotał się zamykaniem drzwi. Rzucił torbę z brudnymi rzeczami z treningu w holu i rozejrzał się w poszukiwaniu swojej dziewczyny. Wiedział, że na dole raczej jej nie znajdzie. Od razu ruszył schodami na górę. W dłoni ściskał wyciąg bankowy. Nie dowierzał w wydaną przez nią kwotę, musiał mieć to potwierdzone na piśmie. Dzisiaj z treningu wywołał go telefon z banku. Dzwonił jego doradca finansowy i zastanawiał się, czy piłkarzowi nie skradziono karty kredytowej, ponieważ tak wielka suma została wydana poprzedniego dnia. Początkowo Cesc nie rozumiał o co mu chodzi, jednak w końcu przypomniał sobie. Dał wczoraj Carli kartę, by kupiła sobie sukienkę. Sukienkę, nie wszystkie ubrania ze sklepu, a wydana przez nią kwota wskazywała właśnie na taki zakup. Nie zgadzał się na coś takiego. Jeszcze trochę, a puści go z torbami. Nie tak miał wyglądać ten związek, o ile w ogóle mógł tak nazwać ich znajomość. Początkowo było cudownie, niekończące się zabawy w łóżku i nie tylko, ale z czasem na wierzch wychodziła jej prawdziwa natura. Hiszpan sam nie wiedział, dlaczego jeszcze byli razem.
- Carla wróciłem! - ryknął i wchodził po schodach - Gdzie jesteś?
Odpowiedziała mu cisza. Cała ta sytuacja wkurzała go coraz bardziej. Zacisnął dłoń mocniej na wyciągu bankowym i skierował się w stronę łazienki. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Pusto. Na podłodze leżały tylko mokre białe ręczniki zwinięte w kłębek i rzucone w kąt. Piłkarz pokiwał głową. Wiedział już, gdzie znajdzie swoją dziewczynę. Opuścił łazienkę i przeszedł korytarzem stawiając przytłumione przez gruby dywan kroki do sypialni.
Miał rację. Carla tu była. Stała do niego tyłem i opierając jedną stopę o obity skórą stołek zakładała na nogę pończochę. Cesc zatrzymał się i oparł się o framugę przyglądając jej. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Przez chwilę zapomniał, że był wściekły. Tak bardzo był zafascynowany tym, co widzi. Już wiedział, dlaczego jeszcze jej nie zostawił. Właśnie dla tego ciała. Fakt, czasem jeszcze potrafili się dobrze bawić i porozmawiać. Carla nadal go nie zauważyła. Postawiła drugą nogę na stołku i powtórzyła czynność. Cescowi zrobiło się gorąco. To jedna z najseksowniejszych modelek, jakie w życiu widział. I była jego, tylko jedno. To co, że czasem nieco upierdliwa i męcząca. Jego.
Carla poprawiła włosy i otworzyła na oścież drzwi garderoby. Widok wszystkich tych ubrań otrzeźwił Cesca. Tyle pieniędzy wydanych na te szmaty. Jego pieniędzy. Przeniósł wzrok na ściskany w dłoni wyciąg bankowy. Powróciła do niego wściekłość.
- Carla, musimy porozmawiać - warknął, gdy założyła przez głowę jedwabną sukienkę. Starał się skupić na swojej wściekłości, a nie na tym, jak cudownie i ponętnie wyglądała.
- O cześć kochanie! - jej usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu i w podskokach ruszyła w jego stronę. Zarzuciła mu ręce na szyję i wymruczała do ucha - Tęskniłam skarbie.
Musiał użyć całej siły woli, by oderwać się od niej. Przesunął się dwa kroki do tyłu i wyciągnął przed siebie rękę z wyciągiem. Zatrzymał ją na wysokości jej oczu.
- Co to jest?
- To ja powinien cię zapytać, co to jest! - podniósł głos.
- Cesc kochanie, nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Nie rozumiesz? To ja ci powiem! Dostałem dzisiaj wyciąg z banku i wiesz co? Ktoś wydał połowę mojej miesięcznej pensji w jeden dzień! W jeden dzień! Połowę mojej pensji! - na koniec już krzyczał. Nie potrafił się opanować. Naprawdę miał po dziurki w nosie tej dziewczyny. Tyle pieniędzy na szmaty! To niedopuszczalne. A dzieci w Afryce głodują.
- Cescy - ponownie do niego podeszła i uwiesiła się na jego ramieniu - Miałam ci o tym powiedzieć.
- Doprawdy? Kiedy?
- Nie było do tego okazji. Kochanie! - pocałowała go w policzek i powiedziała tonem skarconej małej dziewczynki - Przecież powiedziałeś, że mogę iść na zakupy i dałeś kartę.
- Żebyś kupiła sukienkę. Jedną sukienkę - powoli wyartykuował - Jedną sukienkę Carla,nie cały sklep!
- Misiu bo ty nie rozumiesz! Musiałam mieć też buty, torebkę, jakąś marynarkę, wszystko do tej sukienki! No i kosmetyki! A reszta rzeczy była taka ładna, że musiałam kupić - modelka składała na jego twarzy delikatne pocałunki.
- Musisz oddać te rzeczy do sklepu - całą siłą woli starał się nie reagować na zabiegi ukochanej, choć wiedział, jak to się wszystko skończy.
- Ależ nie mogę! Już poodcinałam metki, a poza tym zobacz, jak to wszystko ładnie wygląda w szafie! - Carla wzięła go za rękę i poprowadziła przed szafę - Mogę ci pokazać, co kupiłam - zaczęła zmysłowym tonem i powoli zaczęła unosić rąbek sukienki, aż dojechała w miejsce, gdzie rozpoczynała się pończocha - Na przykład to - wydęła wargi i zrolowała w dół materiał.
Nie mógł się dłużej opierać. Złość mu wyparowała. Przecież taka kobieta musi wyglądać. To normalne, że wszystkie jej zachcianki tyle kosztują. Cesc podszedł do niej i pocałował namiętnie. Położył dłoń na jej i delikatnie zsuwał pończochę w dół. Carla niepotrzebnie się ubierała, teraz jest tylko więcej do zdejmowania. Ale to nic, jeszcze tylko chwila, a ona znowu będzie jego i wynagrodzi mu tę stratę na koncie.
*
Olivia nagle poczuła, jak obejmują ją od tyłu silne ramiona. Miała ochotę krzyknąć i odepchnąć od siebie tego mężczyznę, jednak nie potrafiła, bo po prostu ją zamurowało. Co jeśli jest to jakiś psychiczny gwałciciel? Porywacz? A jeśli to Cesc? Nie, to niemożliwe.. To nie mógł być on. Stała sztywno, próbując zebrać myśli. Trwało to zapewne kilka sekund, jednak dla niej było to jak wieczność. W końcu zebrała w sobie odwagę i odwróciła głowę, by sprawdzić, kto ją przytulił. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Gerard Pique! Jej Geri! Jej przyjaciel! Wyrwała mu się szybko i odwróciła w jego stronę, a po chwili mocno go przytuliła. Tak długo się nie widzieli. Dopiero wtedy zadała sobie sprawę z tego, jak bardzo za nim tęskniła. Nie widzieli się w końcu tyle czasu. Nie zmienił się zbyt wiele. Wciąż był tym samym Gerardem Pique, który cały czas się uśmiechał.
- Cóż za wspaniałe powitanie, Olivio - wyszeptał wprost do jej ucha, niby przypadkiem dotykając jej szyję wargami.
- Co tu robisz? Skąd wiedziałeś, że będę tu akurat dzisiaj? - spytała. Zignorowała jego zachowanie. Zignorowała to, co uznała za pocałunek.
- Wiem więcej niż myślisz - spojrzał na nią z szerokim uśmiechem, jednak zaraz potem spoważniał. - Naprawdę za tobą tęskniłem. Cholernie tęskniłem.
Powiedział prawdę. Nie mógł się już doczekać, kiedy w końcu ją zobaczy. Tak bardzo za nią tęsknił. Nie widział jej od czterech lat, kiedy to Cesc ją skrzywdził. Miał ochotę zrobić coś za to swojemu przyjacielowi, jednak po części go rozumiał. Mimo wszystko, i tak nieźle go opieprzył. Od zawsze zazdrościł Fabregasowi. Chciał mieć Olivię dla siebie, jednak było to niemożliwe. Ona od samego początku była w nim cholernie zakochana. Gerardowi pozostawała jeszcze Rita. Wiedział, że za nim szaleje, jednak ona.. po prostu nie była Olivią. Nigdy się do tego nie przyznał. Nigdy nie powiedział, że Liv mu się podoba. Chciał powiedzieć o tym Ricie, jednak ona teraz nie żyła.
Olivia najwyraźniej zauważyła zmianę jego nastroju i to, że się zamyślił. Położyła dłoń na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. Wiedziała, że cierpiał tak samo jak ona. Nie było na to żadnego lekarstwa. Rita była dla nich niezmiernie ważna. Chyba tylko dla Liv i Geriego, bo Cesc miał to gdzieś, a przynajmniej tak jej się wydawało.
- Tak mi przykro, Liv - przyciągnął ją do siebie.
Czuł, że pęka mu serce. Wtulił twarz w jej włosy, przytulając ją najmocniej jak tylko potrafił. Olivia objęła go, wstrząsana płaczem. Marzyła, by to uczucie jak najszybciej minęło. Nie chciała się tak czuć. To było dla niej zbyt wiele. Geri trzymał ją tak mocno, że z trudem łapała oddech. Wiedział, że tego potrzebowała. Chciał, by poczuła jego ból, tak jak on odczuwał jej. Przycisnął głowę do jej ramienia. Oparł o nią podbródek i tak po prostu zaczął płakać. Robił to cicho, próbując ze wszystkich sił jakoś się opanować. Cierpiał z powodu śmierci swojej przyjaciółki. Olivia objęła go mocniej, po czym uniosła głowę i pocałowała go delikatnie w policzek.
- Już nic na to nie poradzimy - wyszeptała.
Płakali dla niej oboje, ponieważ nie było nikogo innego, kto by za nią zapłakał.
~~~~~~~~~~~~~~
29 sierpnia 2014 przechodzi do historii jako dzień, w którym wraz z Minizą powróciłyśmy z nowym rozdziałem! XD
Miniza mnie nie kocha, bo mi zostawiła przepraszanie Was wszystkich. Także chciałabym bardzo mocno przeprosić za naszą tak długą nieobecność. Wszystko dlatego, że piszemy własne opowiadania, są wakacje, wyjeżdżamy, a mnie czasem opuszcza wena i mam ochotę porzucić blogi. Mamy jednak wielką nadzieję, że nas zrozumiecie i wybaczycie :)
Nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że Wam się podobało :)
Pozdrawiam,
Domczi