piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 2

Londyn, 2014r.


Olivia siedziała w swoim gabinecie i tępo wpatrywała się w ekran laptopa. Powinna już dawno kończyć artykuł na jutro, a nawet go nie zaczęła. Nie potrafiła się skupić, odkąd jakiś przyjazny anonim wysłał jej mejlem link do krótkiej notki z Cesciem Fabregasem w roli głównej, tym razem imprezującym do białego rana w jednym z barcelońskich klubów nocnych.  Minęły już prawie cztery lata odkąd rozstała się z Hiszpanem, jednak nadal nie mogła o nim zapomnieć. Nawet jeśli próbowała, ten anonim jej na to nie pozwalał przysyłając kolejne linki.
Zamknęła klapę laptopa i oparła na nim łokcie, kładąc głowę na dłoniach. Po raz kolejny wróciły do niej wspomnienia. Kiedyś darzyła piłkarza uczuciem, które pewnie trwałoby nadal, gdyby nie jego wyjazd do Barcelony, który zrujnował wszystko. Cesc nawet nie zapytał, czy pojedzie do Hiszpanii razem z nim. Nie musiał, wiedział, jaka będzie odpowiedź Liv.
Kiedyś, kiedy byli jeszcze razem, potrafili spędzać noce na rozmowach w łóżku o wszystkim i o niczym pijąc przy tym pyszną angielską herbatę. Podczas jednej z takich nocy rozmawiali czysto hipotetycznie, co by się stało, gdyby Hiszpanowi przyszło opuścić Arsenal. Olivia zapytała się go wtedy, czy zostałby dla niej nadal w Londynie. Ona przecież miała swoje studia i nie mogła ot tak nagle zmienić miejsca zamieszkana. Z jego ust padły wtedy słowa „ Lepiej mnie zabijcie, niż żebym miał założyć na siebie koszulkę Chelsea”. Kiedy dziewczyna zapytała go, czy zrezygnowałby z transferu do innego miasta, ba, do innego kraju, ze względu na nią, Cesc spuścił wzrok i nic nie odpowiedział. Dla Olivio tamtej nocy wszystko było jasne. Nie zdążyła jednak długo się nad tym zastanowić, gdyś ukochany szybko zamknął jej usta pocałunkiem.
Jednak w dniu tej feralnej kolacji, gdy dowiedziała się o jego transferze do Barcelony, wspomnienie tej rozmowy powróciło do niej. Dla Cesca klamka już zapadła, wracał do Hiszpanii i nie przewidział dla Liv miejsca u swego boku. Nie było żadnego: „kochanie spakuj się, pojedziemy razem” albo „jeśli nie chcesz się wyprowadzać, to zostaniemy w Londynie”. Nie, właśnie wtedy dzieląca ich granica okazała się czymś materialnym. Był Cesc i jego piłka oraz Olivia i jej studia. Nie było między nimi żadnego połączenia. Dla Olivii to był koniec wszystkiego, zrozumiała, że w tamtym związku tylko ona tak naprawdę kochała. Wiele razy później wyrzucała sobie to, że zareagowała tak agresywnie, ale wtedy ból odrzucenia rozpierał każdą komórkę jej ciała. Chciała pokazać piłkarzowi, jak mocno ją zranił, raniąc go fizycznie, jednak nie osiągnęła zamierzonego celu. Dwa tygodnie po tej kolacji wyjechał do Barcelony, a ona została sama. Tylko Olivia i jej studia.
Teraz już nie czuła do niego aż tak wielkiego żalu. Opłaciła się jej ciężka praca i nauka po nocach. Pracowała w najlepszej angielskiej gazecie w dziale sportowym. Zrobiła specjalizację z piłki nożnej. Zajmowała się jednak tylko Preamier League, nie potrafiła spojrzeć w ogólne na ligę hiszpańską. Rozstanie z Cesciem dało jej wiele dobrego, jednak nawet po tych czterech latach nie było dnia, by choć raz o nim nie pomyślała. Tak to jest z pierwszą, prawdziwą miłością.
Dzięki anonimowi i jego linkom Liv mogła śledzić życie piłkarza w Barcelonie, to prywatne, jak i zawodowe. Czasami nie dowierzała w to, co czyta. Czuła się jakby Cesc, którego znała i Cesc, który gra w Dumie Katalonii to dwie różne osoby. Hiszpański Fabregas był casanową, imprezował, zmieniał kobiety jak rękawiczki. Przy tym był jednym z najlepszych pomocników, jakich mógł mieć klub.
Olivia przetarła zmęczone oczy i nakazała  sobie przestać myśleć o Cescu. Czekał na nią artykuł do napisania inaczej podpadnie redaktorowi naczelnemu. Włączyła na nowo komputer i kliknęła w ikonkę Worda. Kiedy pojawił się nowy dokument, ponownie popatrzyła tępo na ekran. Po raz kolejny po mejlu od anonima opuściła ją wena. Liv jęknęła cicho. Musiała jakoś zacząć sobie radzić, minęło przecież już tak dużo czasu, a ona ruszyła dalej i już nie kochała. Położyła smukłe dłonie na klawiaturze i przejechała delikatnie palcami po klawiszach. Już widziała zarys pierwszego zdania, kiedy drzwi jej gabinetu otworzyły się nagle i pojawiła się w nich blond głowa jej asystentki.
- Olivio, nie przeszkadzam?
- Nie – ponownie zamknęła swój laptop i przeczesała dłonią długie włosy – Stało się coś?
- Jest do ciebie telefon.
- Jestem teraz zajęta, niech zadzwonią później.
- Ten ktoś powiedział, że nie może czekać.
- A ten ktoś to?
- Jakiś prawnik.
- Tym bardziej powiedz, że jestem zajęta. Nie mam siły słuchać, jak to znowu kogoś przedstawiłam w złym świetle.
- Liv, to nikt z Londynu. Ten prawnik powiedział, że jest z Barcelony.
- Z Barcelony?! – Olivii mocniej zabiło serce – Czego chce?
- Powie tylko tobie. Ale tak zauważyłam, że był bardzo wzburzony. Więc jak? Odbierasz czy mam przekazać, że teraz nie możesz?
- Odbiorę, tylko daj mi minutę – westchnęła.
Asystentka zamknęła za sobą cicho drzwi. Olivia wzięła łyk kawy, by nawilżyć gardło i odchrząknęła. Telefon z Barcelony. Tego się w życiu nie spodziewała. Ciekawe, o co może chodzić?

*

Drżącą ręką odłożyła telefon na biurko.Wpatrywała się tępo przed siebie, nie potrafiąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Nie mogła nawet dopuścić do siebie takiej myśli. To musiał być jakiś cholerny żart lub koszmar, z którego chciała się jak najszybciej obudzić. Nie, to się działo naprawdę.
Jej przyjaciółka uległa wypadkowi samochodowemu. Mimo starań lekarzy nie udało się uratować jej życia. Zmarła dzień temu w wyniku silnych obrażeń.
Dzwonił jej prawnik, by podać Olivii datę pogrzebu i poinformować ją o konieczności stawienia się w Barcelonie w celu odczytania testamentu. Nie miała pojęcia, co takiego mogła przepisać jej Rita. Były dobrymi przyjaciółkami, ale spotykały się bardzo rzadko. Liv nawet nie wiedziała, że jej przyjaciółka spisała testament.
W pewnym momencie pomyślała o Hugo, sześcioletnim synku Rity. Nigdy nie poznał swojego ojca, a w dodatku teraz stracił matkę. Nie mogła wyobrazić sobie tego, jak okropnie samotnie musiał czuć się w tamtej chwili chłopiec. A może jeszcze nikt nie powiedział mu, że jego mamusia odeszła daleko stąd? Była jego matką chrzestną, musiała mu w jakiś sposób pomóc.
Przez jej umysł przebiegły wszystkie momenty, które spędziła razem z Ritą. Były momenty smutne i radosne, jak to w każdej przyjaźni. To dzięki niej poznała Cesca - miłość swojego życia, a może teraz mężczyznę, o którym wolała zapomnieć? Dlaczego nawet w takiej chwili musiała o nim myśleć?
Westchnęła cicho, czując jak pierwsze łzy spływają po jej policzkach. Szybko otarła je wierzchem dłoni, jednak wciąż napływały nowe. Nie potrafiła tego powstrzymać. Zaczęła szukać w szufladzie paczki chusteczek higienicznych, jednak za nic nie potrafiła ich znaleźć. Wszystko było przeciwko niej. Wiedziała, że zaraz cały makijaż, nad którym spędziła rano tyle czasu, spłynie po jej twarzy, jednak starała się tym nie przejmować. Miała teraz na głowie znacznie poważniejsze problemy niż jej wygląd.
Za nic nie potrafiła wyrzucić z głowy widoku auta z Ritą w środku, w które uderza pijany kierowca. Chciała zabić tego drania, który to spowodował ten wypadek, tym samym pozbawiając Hugo matki, a jej przyjaciółki. Zrobiłaby wszystko, byleby tylko przywrócić ją do życia. Serce ją bolało i piekły oczy. Wcale sobie nie pomagała, wyobrażając sobie umierającą Ritę, czy jej płaczącego synka.
Przyłożyła palce do skroni. Z trudem powstrzymywała się przed krzykiem pełnym rozpaczy i złości. Jej stan znacznie pogorszył kolejny mejl od przyjaznego anonima. Chciała wyłączyć komputer, jednak za nic nie potrafiła nie otworzyć linku, który przysłał jej anonim. Kliknęła w niego, czując jak znacznie przyspiesza jej bicie serca. Zdjęcia przedstawiały Cesca Fabregasa, który wchodził do jednego z klubów. Więc zaczynał zabawę. Zaczynał zabawę dzień po śmierci Rity. Liv płakała z tego powodu, a piłkarz się świetnie bawił. Nie mogła w to uwierzyć. A może po prostu jeszcze o tym nie wiedział? Nie, nie potrafiła usprawiedliwiać go w ten sposób. Skoro ona wiedziała, on też już musiał. Najwyraźniej się tym faktem nie przejął.
Ułożyła głowę na twardym blacie biurka i zaczęła szlochać. Nie potrafiła się z tym pogodzić. To było dla niej zbyt wiele. Nie wiedziała, co ma zrobić. Zadzwonić do Gerarda Pique i porozmawiać, co zrobić z ich chrześniakiem? Nie, to zdecydowanie nie była rozmowa na telefon.
Musiała jechać do Barcelony. Musiała jechać do tego przeklętego miasta, w którym się wszystko zaczęło. Musiała jechać do miejsca, w którym mieszkał Cesc Fabregas. Wiedziała, że będzie zmuszona do spojrzenia w jego czekoladowe oczy, które tak idealnie pamiętała. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Nie obchodził ją już. Wypłacze się na ramieniu swojego przyjaciela Gerarda. Pojedzie tam, pójdzie na pogrzeb, odczytanie testamentu, porozmawia z Pique i wróci. Nie zostanie tam ani chwili dłużej niż będzie trzeba.



Barcelona, 2014r.

Cesc wpadł jak burza do willi i  nie kłopotał się zamykaniem drzwi. Rzucił torbę z brudnymi rzeczami z treningu w holu i rozejrzał się w poszukiwaniu swojej dziewczyny. Wiedział, że na dole raczej jej nie znajdzie. Od razu ruszył schodami na górę. W dłoni ściskał wyciąg bankowy. Nie dowierzał w wydaną przez nią kwotę, musiał mieć to potwierdzone na piśmie. Dzisiaj  z treningu wywołał go telefon z banku. Dzwonił jego doradca finansowy i zastanawiał się, czy piłkarzowi nie skradziono karty kredytowej, ponieważ tak wielka suma została wydana poprzedniego dnia. Początkowo Cesc nie rozumiał o co mu chodzi, jednak w końcu przypomniał sobie. Dał wczoraj Carli kartę, by kupiła sobie sukienkę. Sukienkę, nie wszystkie ubrania ze sklepu, a wydana przez nią kwota wskazywała właśnie na taki zakup. Nie  zgadzał się na coś takiego. Jeszcze trochę, a puści go z torbami. Nie tak miał wyglądać ten związek, o ile w ogóle mógł tak nazwać ich znajomość. Początkowo było cudownie, niekończące się zabawy w łóżku i nie tylko, ale z czasem na wierzch wychodziła jej prawdziwa natura. Hiszpan sam nie wiedział, dlaczego jeszcze byli razem.
 - Carla wróciłem! - ryknął i wchodził po schodach - Gdzie jesteś?
Odpowiedziała mu cisza. Cała ta sytuacja wkurzała go coraz bardziej. Zacisnął dłoń mocniej na wyciągu bankowym i skierował się w stronę łazienki. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Pusto. Na podłodze leżały tylko mokre białe ręczniki zwinięte w kłębek i rzucone w kąt.  Piłkarz pokiwał głową. Wiedział już, gdzie znajdzie swoją dziewczynę. Opuścił łazienkę i przeszedł korytarzem stawiając przytłumione przez gruby dywan kroki do sypialni.
Miał rację. Carla tu była. Stała do niego tyłem i opierając jedną stopę o obity skórą stołek zakładała na nogę pończochę. Cesc zatrzymał się i oparł się o framugę przyglądając jej. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Przez chwilę zapomniał, że był wściekły. Tak bardzo był zafascynowany tym, co widzi. Już wiedział, dlaczego jeszcze jej nie zostawił. Właśnie dla tego ciała. Fakt, czasem jeszcze potrafili się dobrze bawić i porozmawiać. Carla nadal go nie zauważyła. Postawiła drugą nogę na stołku i powtórzyła czynność. Cescowi zrobiło się gorąco. To jedna z najseksowniejszych modelek, jakie w życiu widział. I była jego, tylko jedno. To co, że czasem nieco upierdliwa i męcząca. Jego.
Carla poprawiła włosy i otworzyła na oścież drzwi garderoby. Widok wszystkich tych ubrań otrzeźwił Cesca. Tyle pieniędzy wydanych na te szmaty. Jego pieniędzy. Przeniósł wzrok na ściskany  w dłoni wyciąg bankowy. Powróciła do niego wściekłość.
- Carla, musimy porozmawiać - warknął, gdy założyła przez głowę jedwabną sukienkę. Starał się skupić na swojej wściekłości, a nie na tym, jak cudownie i ponętnie wyglądała.
- O cześć kochanie! - jej usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu i w podskokach ruszyła w jego stronę. Zarzuciła mu ręce na szyję i wymruczała do ucha - Tęskniłam skarbie.
Musiał użyć całej siły woli, by oderwać się od niej. Przesunął się dwa kroki do tyłu i wyciągnął przed siebie rękę z wyciągiem. Zatrzymał ją na wysokości jej oczu.
- Co to jest?
- To ja powinien cię zapytać, co to jest! - podniósł głos.
- Cesc kochanie, nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Nie rozumiesz? To ja ci powiem! Dostałem dzisiaj wyciąg z banku i wiesz co? Ktoś wydał połowę mojej miesięcznej pensji w jeden dzień! W jeden dzień! Połowę mojej pensji! - na koniec już krzyczał. Nie potrafił się opanować. Naprawdę miał po dziurki w nosie tej dziewczyny. Tyle pieniędzy na szmaty! To niedopuszczalne. A dzieci w Afryce głodują.
- Cescy - ponownie do niego podeszła i uwiesiła się na jego ramieniu - Miałam ci o tym powiedzieć.
- Doprawdy? Kiedy?
- Nie było do tego okazji. Kochanie! - pocałowała go w policzek i powiedziała tonem skarconej małej dziewczynki - Przecież powiedziałeś, że mogę iść na zakupy i dałeś kartę.
- Żebyś kupiła sukienkę. Jedną sukienkę - powoli wyartykuował - Jedną sukienkę Carla,nie cały sklep!
- Misiu bo ty nie rozumiesz! Musiałam mieć też buty, torebkę, jakąś marynarkę, wszystko do tej sukienki! No i kosmetyki! A reszta rzeczy była taka ładna, że musiałam kupić - modelka składała na jego twarzy delikatne pocałunki.
- Musisz oddać te rzeczy do sklepu - całą siłą woli starał się nie reagować na zabiegi ukochanej, choć wiedział, jak to się wszystko skończy.
- Ależ nie mogę! Już poodcinałam metki, a poza tym zobacz, jak to wszystko ładnie wygląda w szafie! - Carla wzięła go za rękę i poprowadziła przed szafę - Mogę ci pokazać, co kupiłam - zaczęła zmysłowym tonem i powoli zaczęła unosić rąbek sukienki, aż dojechała w miejsce, gdzie rozpoczynała się pończocha - Na przykład to - wydęła wargi i zrolowała w dół materiał.
Nie mógł się dłużej opierać. Złość mu wyparowała. Przecież taka kobieta musi wyglądać. To normalne, że wszystkie jej zachcianki tyle kosztują. Cesc podszedł do niej i pocałował namiętnie. Położył dłoń na jej i delikatnie zsuwał pończochę w dół. Carla niepotrzebnie się ubierała, teraz jest tylko więcej do zdejmowania. Ale to nic, jeszcze tylko chwila, a ona znowu będzie jego i wynagrodzi mu tę stratę na koncie.

*

Olivia nagle poczuła, jak obejmują ją od tyłu silne ramiona. Miała ochotę krzyknąć i odepchnąć od siebie tego mężczyznę, jednak nie potrafiła, bo po prostu ją zamurowało. Co jeśli jest to jakiś psychiczny gwałciciel? Porywacz? A jeśli to Cesc? Nie, to niemożliwe.. To nie mógł być on. Stała sztywno, próbując zebrać myśli. Trwało to zapewne kilka sekund, jednak dla niej było to jak wieczność. W końcu zebrała w sobie odwagę i odwróciła głowę, by sprawdzić, kto ją przytulił. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Gerard Pique! Jej Geri! Jej przyjaciel! Wyrwała mu się szybko i odwróciła w jego stronę, a po chwili mocno go przytuliła. Tak długo się nie widzieli. Dopiero wtedy zadała sobie sprawę z tego, jak bardzo za nim tęskniła. Nie widzieli się w końcu tyle czasu. Nie zmienił się zbyt wiele. Wciąż był tym samym Gerardem Pique, który cały czas się uśmiechał.
- Cóż za wspaniałe powitanie, Olivio - wyszeptał wprost do jej ucha, niby przypadkiem dotykając jej szyję wargami.
- Co tu robisz? Skąd wiedziałeś, że będę tu akurat dzisiaj? - spytała. Zignorowała jego zachowanie. Zignorowała to, co uznała za pocałunek.
- Wiem więcej niż myślisz - spojrzał na nią z szerokim uśmiechem, jednak zaraz potem spoważniał. - Naprawdę za tobą tęskniłem. Cholernie tęskniłem.
Powiedział prawdę. Nie mógł się już doczekać, kiedy w końcu ją zobaczy. Tak bardzo za nią tęsknił. Nie widział jej od czterech lat, kiedy to Cesc ją skrzywdził. Miał ochotę zrobić coś za to swojemu przyjacielowi, jednak po części go rozumiał. Mimo wszystko, i tak nieźle go opieprzył. Od zawsze zazdrościł Fabregasowi. Chciał mieć Olivię dla siebie, jednak było to niemożliwe. Ona od samego początku była w nim cholernie zakochana. Gerardowi pozostawała jeszcze Rita. Wiedział, że za nim szaleje, jednak ona.. po prostu nie była Olivią. Nigdy się do tego nie przyznał. Nigdy nie powiedział, że Liv mu się podoba. Chciał powiedzieć o tym Ricie, jednak ona teraz nie żyła.
Olivia najwyraźniej zauważyła zmianę jego nastroju i to, że się zamyślił. Położyła dłoń na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. Wiedziała, że cierpiał tak samo jak ona. Nie było na to żadnego lekarstwa. Rita była dla nich niezmiernie ważna. Chyba tylko dla Liv i Geriego, bo Cesc miał to gdzieś, a przynajmniej tak jej się wydawało.
- Tak mi przykro, Liv - przyciągnął ją do siebie.
Czuł, że pęka mu serce. Wtulił twarz w jej włosy, przytulając ją najmocniej jak tylko potrafił. Olivia objęła go, wstrząsana płaczem. Marzyła, by to uczucie jak najszybciej minęło. Nie chciała się tak czuć. To było dla niej zbyt wiele. Geri trzymał ją tak mocno, że z trudem łapała oddech. Wiedział, że tego potrzebowała. Chciał, by poczuła jego ból, tak jak on odczuwał jej. Przycisnął głowę do jej ramienia. Oparł o nią podbródek i tak po prostu zaczął płakać. Robił to cicho, próbując ze wszystkich sił jakoś się opanować. Cierpiał z powodu śmierci swojej przyjaciółki. Olivia objęła go mocniej, po czym uniosła głowę i pocałowała go delikatnie w policzek.
- Już nic na to nie poradzimy - wyszeptała.
Płakali dla niej oboje, ponieważ nie było nikogo innego, kto by za nią zapłakał.



~~~~~~~~~~~~~~

29 sierpnia 2014 przechodzi do historii jako dzień, w którym wraz z Minizą powróciłyśmy z nowym rozdziałem! XD

Miniza mnie nie kocha, bo mi zostawiła przepraszanie Was wszystkich. Także chciałabym bardzo mocno przeprosić za naszą tak długą nieobecność. Wszystko dlatego, że piszemy własne opowiadania, są wakacje, wyjeżdżamy, a mnie czasem opuszcza wena i mam ochotę porzucić blogi. Mamy jednak wielką nadzieję, że nas zrozumiecie i wybaczycie :)

Nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że Wam się podobało :)

Pozdrawiam,
Domczi

wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 1

Barcelona, 2008r.

Olivia poszła w stronę kuchni, gdzie miała pomóc swojej najlepszej przyjaciółce. Zaśmiała się cicho, widząc Ritę, która próbowała pokroić owoce i jednocześnie trzymała na rękach swojego synka, który kilka godzin temu przyjął chrzest. Szybko podeszła do Hiszpanki i wyjęła jej z dłoni nóż, a ta uśmiechnęła się do niej wdzięcznie i pocałowała Hugo w czoło. Liv zabrała się do kończenia deseru, który zaczęła przygotowywać jej przyjaciółka. Ponownie się roześmiała, kiedy tylko usłyszała wołania Gerarda. Piłkarz dosłownie błagał o ten deser.
- W sumie to nie jest za dużo osób, ale i tak trzeba zrobić więcej.. Pique zje cztery razy więcej niż inni - powiedziała wesoło Rita. Olivia pokiwała głową, tym samym zgadzając się ze słowami młodej Hiszpanki. - Dziękuję, że zgodziłaś się zostać matką chrzestną Hugo - zmieniła temat, uważnie przyglądając się poczynaniom Liv. Angielka odłożyła nóż, wskoczyła na blat i przyjrzała się przyjaciółce.
- Goście poczekają - mrugnęła okiem i włożyła do ust truskawkę. - Gorzej było z Gerardem.. Naprawdę nie wiem, jakim cudem go do tego przekonałaś. Przecież on jest nieodpowiedzialny! Nawet w kościele się musiał śmiać, myślałam, że go tam zabiję na miejscu.
- Przesadzasz. Ma po prostu poczucie humoru, jest przecież kochany - westchnęła.
Olivia otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak zamknęła je i zastanowiła się przez chwilę. Po chwili jej oczy błysnęły, jakby coś zrozumiała i jednocześnie była z tego bardzo zadowolona.
- On ci się podoba! - krzyknęła, klaszcząc dłońmi. Widząc minę Hiszpanki, szybko zamilkła i zakryła usta dłonią.
- Nie - mruknęła i spojrzała na Hugo, który grzecznie wtulał się w jej ciało. - Chociaż chciałabym, żeby to on był ojcem Hugo.
- Czyli on musi ci się podobać - westchnęła, a Rita szybko pokręciła głową. - Naprawdę nie wiesz, kto jest ojcem? - spytała cicho. Hiszpanka już miała jej odpowiedzieć, jednak w progu dostrzegła szeroko uśmiechającego się Cesca Fábregasa.
Na jego widok Olivii od razu zrobiło się cieplej na sercu. Wyglądał dzisiaj idealnie. To nie był pierwszy raz, kiedy widziała go w garniturze, ponieważ zdarzało jej się chodzić z nim na przyjęcia klubowe jako osoba towarzysząca, jednak tego dnia podobał jej się zdecydowanie najbardziej. Miał na sobie idealnie skrojony ciemny garnitur, który jednak nie sprawiał wrażenia bardzo oficjalnego. Gdzieś w ferworze zabaw z Gerardem i Hugo zgubił krawat, co nadawało mu wygląd roztrzepanego chłopca. Uśmiechnęła się do niego i nerwowo poprawiła włosy. Nie wiedząc czemu, w jego towarzystwie zawsze chciała wyglądać nienagannie. Gdzieś w głębi duszy czuła, co może znaczyć fakt, że tak bardzo chciała mu się spodobać, jednak nie dopuszczała do siebie świadomości, że to może być prawda. Przecież i tak nie miała żadnych szans. To prawda, że na chrzciny synka Rity przyszli razem, ale to ze względów czysto praktycznych. Żadne z nich nie chciało tracić czasu na poszukiwanie partnera, a także nie chcieli przysparzać Hiszpance dodatkowych kosztów, przecież i tak wychowywała samotnie dziecko.
- Hmm Rita, nie wiem, czy cię to zainteresuje, ale Gerard właśnie opowiada jak to będzie zabierał Hugo za kilka lat - Cesc zrobił z dłoni cudzysłów - " na dupy".
- Przepraszam was na chwilę - Rita przełożyła sobie Hugo na lewą rękę i wyszła z kuchni, a po chwili dało się słyszeć piszczącego piłkarza.
- Rita ... ała ... nie moje ucho ! Ała Rita skarbie ja tylko żartowałem ! Nie ... puść !
Liv zaśmiała się i wróciła do krojenia owoców.
- Pomogę ci - Cesc zabrał się za obieranie bananów - O czym tak szeptałyście ?
- My? O niczym! - uniosła dłonie, chcąc mu udowodnić, że jest niewinna. Hiszpan zaśmiał się cicho i zaczął jeść banana. Liv spiorunowała go wzrokiem. - Miałeś mi pomóc, a nie jeść!
- Dobra, dobra. Tylko ten jeden bananek i koniec - mrugnął do niej okiem i wrócił do jedzenia owocu. Przez cały ten czas patrzył się prosto w jej oczy. Młoda Angielka była nieco zawstydzona pewnością siebie Cesca, jednak wolała mu o tym nie mówić.
- Jesz banana i patrzysz mi się w oczy. To nieco.. krępujące - zaczerwieniła się w końcu. Piłkarz szybko odwrócił wzrok, a chwilę później zaczął się śmiać. Olivia również się zaśmiała. - O co ci teraz chodzi?
- No bo zrobiłem z siebie debila. Jeszcze odebrałabyś to jako propozycje albo..
- Boże, Fábregas! - pisnęła, wypuszczając nóż z dłoni. Była tak zaskoczona słowami piłkarza, że aż musiała dokładnie przeanalizować je kilka razy. Cesc krztusił się własną śliną, a Liv stała sztywno, czując jak z każdą chwilą jej twarz czerwienieje coraz bardziej. Piłkarz w końcu przełknął to, co miał w ustach i spojrzał na nią załzawionymi ze śmiechu oczyma. - To było dziwne, zapomnijmy o tym - westchnęła, starając się uspokoić swoje serce, które biło jej jak oszalałe. Brunet wyszczerzył się do niej szeroko.
- Wybacz. Przebywanie z Gerardem, który myśli tylko o jednym.. czasem mi się po prostu udziela - wzruszył ramionami. Olivia zaczerwieniła się jeszcze bardziej, co nie uszło uwadze spokojnego Cesca. Zachowywał się jak gdyby nigdy nic i nie przejmował się tym, że powoli zaczynali rozmawiać o seksie. W sumie to nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele, a on tu nagle wyskakuje z czymś takim.
- Możemy zmienić temat? - spytała błagalnie. Hiszpan zgodnie pokiwał głową. - Skończyłam!
- Idziemy im to zanieść, bierzemy nasze porcje i cię porywam - klasnął w dłonie. Angielka spojrzała na niego z niemałym zaskoczeniem.

*

Cesc otworzył Liv drzwi od samochodu Gerarda i podał jej rękę, by pomóc jej w wysiadaniu. Znajdowali się na parkingu tuż przy jednej z barcelońskich plaż.
- Cesc, co my tu robimy?
- Tutaj? - rozejrzał się - Wysiadamy z samochodu i kierujemy się w stronę morza.
Nie puszczając jej dłoni skierował się w stronę plaży. Olivia dreptała za nim w swoich szpilkach bez słowa. Bardzo się cieszył, że udało mu się ją wyciągnąć z przyjęcia. Była dla niego kimś ważnym i chciał pokazać jej swoje ulubione miejsce w Barcelonie. Liczy, że magia tego miejsca doda mu odwagi. Już od dawna zbierał się, by powiedzieć jej tych kilka słów, lecz zawsze tchórzył. Bał się jej reakcji, że on dla niej jest nikim, a w każdym bądź razie, że Angielka nie myśli o nim tak wiele, jak on o niej.
Z butami w dłoniach ruszyli powoli w kierunku morza. Idąc brzegiem nie rozmawiali wiele, po prostu cieszyli się swoim towarzystwem. Olivia podążała za Hiszpanem i zastanawiała się, dokąd ma zamiar ją zabrać. Przez jej głowę przeszła nawet myśl, że ma zamiar zabrać ją w najbardziej odosobnione miejsce w Barcelonie, by zrobić to, o czym rozmawiali podczas przygotowywania deseru. Pomysł ten był tak absurdalny, że mimowolnie parsknęła cichym śmiechem. Cesc spojrzał na nią pytająco, jednak ona tylko pokręciła głową. Wolała nie powracać z nim do tego tematu. Nie licząc chwilowego wybuchy śmiechem Olivii żadne z nich nie próbowało przerwać panującej między nimi ciszy. Dawno nie czuli się w swoim towarzystwie tak dobrze, zazwyczaj towarzyszyło im lekkie skrępowanie. 
Cesc wypatrywał swojego ukochanego kawałka plaży. Nie przypuszczał, że w zanikającym świetle słonecznym tak trudno będzie mu go znaleźć. W końcu jednak jego wysiłki zostały nagrodzone i jego oczom ukazał się ten samotny kamień, na którym tak bardzo lubił przesiadywać i myśleć. Sam nie wiedział dlaczego chce tu zabrać Olivię, po prostu czuł, że musi, że tutaj mu się w końcu powiedzie. Zatrzymał się i spojrzał w morze.
Olivia nie zauważyła, że jej towarzysz nie idzie dalej i kilka kroków przeszła sama. Dopiero po chwili poczuła, że obok niej nie ma już ramienia Cesca, ani żadnej innej części jego ciała. Obróciła się na pięcie i zastała go siedzącego na kamieniu i wpatrującego się w zachód słońca Usiadła obok niego.
- To tutaj - wyszeptał - Popatrz jak tu ładnie widać słońce - wskazał ręką na horyzont.
Dziwiąc się swojej śmiałości, Olivia oparła brodę na jego ramieniu i spojrzała we wskazanym kierunku. Miał rację, widok był cudowny. Poczuła delikatne ciepło płynące od jego ciała i zarumieniła się lekko. Cieszyła się, że już zmierzcha i Cesc nie zauważy, jaka jest zestresowana, ale i szczęśliwa, że może tu z nim być.
- Rzeczywiście - powiedziała cicho wprost do jego ucha. Jej delikatny oddech owiał jego policzek. Cesc uśmiechnął się lekko do siebie i obrócił głowę tak, by spojrzeć Angielce prosto w oczy, które przecież tak bardzo mu się podobały.
- Jeszcze nigdy z nikim tu nie siedziałem. To mój pierwszy raz - przybliżył się, na co Olivia wstrzymała oddech - Nasz pierwszy raz.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? Po co? - spytała szeptem. Nie przestawała patrzeć w jego czekoladowe oczy. Czuła, że jeśli zaraz nie spuści wzroku to zemdleje. Była zaskoczona tą pewnością siebie w oczach piłkarza. Podobało jej się to, ale i jednocześnie zawstydzało. W pewnym momencie Cesc złapał jej drobną dłoń. Przez całe ciało Olivii przeszedł przyjemny dreszcz, ciepło rozlało się po całym jej ciele. Brunet mocno ściskał jej dłoń, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Liv nie miała najmniejszego zamiaru tego robić, zbyt bardzo jej się to podobało.
- Muszę ci coś powiedzieć - odpowiedział jej w końcu. Młoda Angielka na chwilę przestała oddychać, zastanawiając się, co takiego Cesc chce jej powiedzieć. Przez myśl przeszło jej nawet, że piłkarz chce wyznać jej miłość. Ale przecież to niemożliwe! Taki mężczyzna jak on nigdy nie zakochałby się w zwykłej, cichej brunetce. Olivia odetchnęła ciężko, czekając na słowa z ust piłkarza. - Boję się nieco..
- Ty? - spytała, otwierając usta ze zdziwienia. Nie wierzyła mu, przecież on nigdy niczego się nie bał. Hiszpan wzruszył ramionami i spuścił na chwilę głowę, jednak po chwili znów spojrzał jej w oczy. Chciał, by ta chwila była magiczna, wyjątkowa.. Chciał, by zapamiętała to do końca swojego życia. Delikatnie rozmasował jej chłodną dłoń, chcąc ją nieco rozgrzać.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? - uśmiechnął się niepewnie. Olivia natychmiast pokiwała głową, wspominając tamten dzień. Wszystko doskonale pamiętała, nawet pamiętała w co był ubrany Cesc. - Może i byłem wtedy jeszcze dzieckiem, ale w tamtej chwili poczułem coś dziwnego, o tu - wskazał na swoje serce. Z każdą kolejną sekundą, serce Liv przyspieszało jeszcze bardziej. Jej całe ciało drżało, nie tylko z powodu zimna. Zamknęła usta, chcąc nieco uspokoić swój nierówny oddech. - Olivia, widzisz.. Każdego kolejnego dnia robiłem wszystko, żeby jakoś cię zobaczyć. Nie ważne, czy rozmawialiśmy, czy nie. Wystarczał mi jedynie twój widok. Kiedy nie widziałem twoich pięknych oczu, tego szczerego uśmiechu, byłem smutny i zły. Nie potrafię dłużej już tego ukrywać. Zakochałem się w tobie, Olivio.
- Cesc, ja.. - nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Gardło zacisnęło jej się tak, że nie mogła wypowiedzieć kolejnych słów. Analizowała słowa Cesca, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Myśl, która wydawała się dla niej nierealna, jednak stała się prawdą. Cesc ją kocha. W końcu w to uwierzyła, a na jej twarzy pojawił się delikatny i nieśmiały uśmiech.
Hiszpan nie dał powiedzieć jej niczego więcej, nie czekał na odpowiedź. Czuł, że musi to zrobić, bo jeśli nie to nie daruje sobie tego do końca swojego życia. Minimalnie przybliżył swoją twarz w jej stronę. W jej oczach dostrzegł zmieszanie, jednak Liv się nie odsunęła, co odczytał jako pozwolenie i zachętę. Po raz kolejny zmniejszył dystans dzielący ich usta, aż w końcu delikatnie musnął zaróżowiałe wargi Angielki. Wszystko wokół niego zawirowało, a następnie zatrzymało się w miejscu. Była tylko ona. Oddawała kolejne pocałunki z taką samą pasją i miłością. Oboje byli szczęśliwi, w końcu przyznali się do własnych uczuć.



Londyn, 2010r.

Olivia po raz ostatni rzuciła okiem na kuchnię i doszła do wniosku, że wszystko jest już gotowe, by mogła niedługo podać kolację. Dzisiejszy wieczór miał być tym wyjątkowym. Razem z Cesciem mieli obchodzić już drugą rocznicę bycia razem. Jak to szybko minęło. Liv była pewna, że piłkarz jest miłością jej życia i że to z nim jest gotowa spędzić resztę życia. Nie wątpiła, że takie same uczucia pałają również w Hiszpanie. Nie mogła się już doczekać, jak jej ukochany wróci z klubu. Po treningu zadzwonił, że ma jakieś arcyważne spotkanie z prezesem i spóźni się trochę, więc wyszło na to, że nie widzieli się od rana. Zdążyła się już stęsknić za jego cudownym głosem i silnymi ramionami, którymi ją obejmował.
W ciągu tych dwóch lat niewiele się zmieniło, Angielka nadal chciała wyglądać przed Cesciem jak najpiękniej. Połowę dzisiejszego poranka spędziła na poszukiwaniach idealnej sukienki na ten wieczór. Mimo że kolację mieli zjeść w domu, nie mogła sobie odmówić sprawienia przyjemności ukochanemu. Uwielbiała te jego spojrzenia, które wyrażały podziw dla jej urody i wielką miłość. Na usta nałożyła czerwoną szminkę, po raz ostatni stojąc przed lustrem w ich wspólnej sypialni poprawiła czarną, obcisłą sukienkę i była gotowa. Nie pozostawało jej nic innego, jak czekać na powrót Fabregasa do domu.
Wyszła z sypialni i skierowała się w stronę kuchni. Liv nie dotarła jednak do pomieszczenia. Zatrzymała się holu, by obejrzeć oprawione w białe ramki i zawieszone na ścianie ich wspólne zdjęcia. Doskonale pamiętała, kiedy każde z nich zostało zrobione. Delikatnie przejechała palcami po każdym z nich. Były dla niej tak ważne. Pokazywały, jak silna i piękna była ich miłość.
Ona i Cesc na plaży w Barcelonie równo dwa lata temu tuż po ich pierwszym pocałunku.
Cesc dedykujący jej gola na stadionie Arsenalu.
Ona całująca go w policzek, kiedy leżeli w łóżku po ich pierwszej wspólnej nocy.
Ich pierwsze wakacje. Najpierw oni przytulający się nad brzegiem morza, a tuż obok Cesc trzymający Liv na baranach i goniący małego Hugo w ogródku Rity.
Ich pierwsze wspólne święta i zdjęcie aniołków, jakie zrobili  razem w parku na śniegu.
Oprawiona w ramkę ich fotografia na czerwonym dywanie, zrobiona przez jakiegoś fotoreportera w dniu imprezy klubowej.
Ich złączone dłonie.
I kolejne, tym razem ona i Cesc złączeni w namiętnym pocałunku.
Każde z tych zdjęć miało dla Olivii ogromną wartość sentymentalną. Pokazywało jak wielkim uczuciem darzyła tego uśmiechniętego piłkarza. Nie potrafiła już sobie wyobrazić życia bez niego. Był jej potrzebny niczym powietrze. Dzięki jego miłości stała się taką, jaką zawsze była w swoich marzeniach. Odkrył w niej to, co najpiękniejsze.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Otrząsnęła się i szybkim krokiem ruszyła do przedpokoju. Chwyciła za klamkę i stanęła oko w oko z wielkim bukietem czerwonych róż. Po chwili kwiaty zjechały trochę niżej, a ona patrzyła w czekoladowe spojrzenie piłkarza.
- To dla ciebie skarbie - wręczył jej bukiet i złączył ich usta w namiętnym pocałunku - Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy.
- Mhm tęskniłam - Olivia wymruczała mu do ucha i wciągnęła go do mieszkania. 
- Jak tu ładnie pachnie - Cesc zostawił torbę z rzeczami w salonie i ruszył do kuchni - Wiedziałem, jaką sobie kobietę wybrać.
Olivia trzepnęła go w głowę.
- No ej! Chciałem powiedzieć, że piękną, zjawiskową cudowną kucharkę, którą kocham nad życie! - Cesc puścił jej oczko.
Udobruchana Angielka gestem wskazała piłkarzowi, by usiadł przy stole. Sama ruszyła do kuchni, by nałożyć na talerze przygotowane wcześniej potrawy. Po chwili siedziała już na przeciwko ukochanego, który uśmiechał się do niej szeroko.
- Smacznego skarbie.
- Jak zjemy, musimy porozmawiać - rzucił piłkarz trzymając już widelec w ręku i delektując się zapachem potrawy.
Przez głowę Olivii przebiegła jedna samotna myśl - czyżby zaręczyny? Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji, ale była pewna, że powie Cescowi "tak". Był przecież miłością jej życia.
Po skończonej kolacji Cesc wytarł usta małą, bawełnianą ściereczką i.niepewnie spojrzał na Olivię.
- Wkrótce będę musiał wyjechać - powiedział w końcu. Angielka spojrzała na niego i odłożyła sztućce na pusty talerz.
Serce piłkarza biło bardzo szybko. Bał się, jak zareaguje na tą wiadomość jego ukochana. Obawiał się, że go zostawi i znienawidzi.
- Jasne - uśmiechnęła się ciepło na co Cesc zmarszczył brwi. - Znowu macie jakiś mecz na wyjeździe? Wolę jak gracie tutaj, przynajmniej nie muszę się z tobą rozstawać.
- Nie, tym razem na dłużej - przełknął głośno ślinę. Olivia westchnęła.
Nie wiedział, jak ma jej o tym powiedzieć. Niczego się nie domyślała, co nie ułatwiało mu tej rozmowy. Nie chciał psuć jej humoru, nie chciał jej ranić. Wiedział jednak, że tak się stanie.
- Zgrupowanie z reprezentacją? - przechyliła głowę na bok. Przyjrzała mu się uważnie, chcąc coś odczytać z jego twarzy. Nie była w stanie dostrzeć czegokolwiek, piłkarz wpatrywał się w nią nieobecnym wzrokiem i z kamiennym wyrazem twarzy.
- Nie, Olivia. Naprawdę nie wiem, jak mam ci to powiedzieć - wyszeptał, starając się jakoś zebrać myśli. Przecież przed kolacją wielokrotnie układał sobie tą wypowiedź, jednak teraz zupełnie wyparowała mu z głowy.
- Po prostu to powiedz. Prosto z mostu - uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
Serce Cesca pękło w pół. Wiedział, że uśmiech z jej twarzy zaraz zniknie i zostanie zastąpiony przez łzy. W tamtej chwili miał ogromną ochotę wybiec z domu i jakoś anulować kontrakt, który podpisał z hiszpańską FC Barceloną.
- Przeprowadzam się do Barcelony. Możliwe, że już na zawsze - powiedział w końcu, kiedy tylko zebrał w sobie wystarczająco wiele odwagi. Cesc patrzył, jak wyraz twarzy Olivii zmienia się z każdą kolejną sekundą. Najpierw jej uśmiech zniknął i został zastąpiony przez niemałe przerażenie. Jednak chwilę później Angielka znowu się uśmiechnęła. Hiszpan zmarszczył brwi, nie wiedząc o co chodzi.
- Nie żartuj sobie, skarbie. Chcesz jeszcze? - zaśmiała się cicho. Wstała od stołu i podeszła, by zabrać talerz Cesca. Zanim jednak to zrobiła, Hiszpan złapał jej nadgarstek i również wstał. Spojrzał jej prosto w oczy, mając nadzieję, że w końcu mu uwierzy.
- Ja nie żartuję. Podpisałem kontrakt z FC Barceloną. Wyjeżdżam za niecałe dwa tygodnie - powiedział ostro. Szybko ugryzł się w język, kiedy zorientował się jakim tonem to do niej powiedział.
Jak się spodziewał, oczy Liv momentalnie zaszły łzami. Przełknął ślinę, przeskakując z nogi na nogę. Czekał na jakąkolwiek reakcję z jej strony, inną niż płacz. W końcu się doczekał. Otwarta dłoń Angielki z plaskiem wylądowała na jego lewym policzku. Poczuł  na nim przeszywający ból. Chwilę później złapał się za miejsce, w którym jej dłoń zderzyła się z jego ciałem. W końcu spojrzał w jej załzawione oczy, a jego serce ponownie zostało połamane.
- Jak mogłeś mi coś takiego zrobić, Fàbregas?! - krzyknęła drżącym głosem. Cesc uniósł dłonie, chcąc nieco załagodzić całą tą sytuację. Chciał jej wszystko wyjaśnić i prosić o przebaczenie.
- Liv, pozwól mi.. - zaczął, jednak nie zdążył dokończyć, bo młoda Angielka pięścią uderzyła go w klatkę piersiową. - Olivia!
- Jedź do swojej pieprzonej Barcelony i już nigdy tu nie wracaj.
W tamtej chwili utraciła miłość swojego życia. Nie mogła na niego patrzeć. Zupełnie nie wiedziała, co ma zrobić. Jedyną rzeczą, która przyszła jej właśnie do głowy, to wyładowanie swojej złości na piłkarza. Nie chciała go znowu uderzać, nie potrafiła się zmusić do ponownego zranienia go. Rzuciła trzymanym w dłoni talerzem o ścianę, a on roztrzaskał się w drobny mak.
Cesc patrzył przerażony na swoją byłą już dziewczynę. Nie wiedział, jak ma zareagować. Nie potrafił naprawić tego, co przed chwilą tym jednym zdaniem zrujnował. Wyszedł z pomieszczenia i chwycił leżące na półce w przedpokoju kluczyki od samochodu. Nie mógł patrzeć na roztrzęsioną Olivię, musiał opuścić mieszkanie. Poczucie winy, że doprowadził ją do łez rozsadzało go od środka. Nie potrafił sobie z nim poradzić, dlatego wyszedł. Cesc Fabregas po prostu stchórzył.




~~~~~~~~~

Witamy na pierwszym rozdzialw! Nieco nam się zeszło z pisaniem go, ale jak się pisze we dwójkę to nieco dłużej się schodzi. Narazie przedstawiamy wydarzenia z przeszłości, ale wkrótce przejdziemy do tego, co dzieje się aktualnie. Pozdrawiamy ;*
Cescy, misiu, nie klnij, bo to nieładnie! "Puuuta!"

PS. Iza jest tą bardziej romantyczną z naszej dwójki XD / Domczi


piątek, 11 kwietnia 2014

Prolog



Barcelona, 2002r.


- No chodź i się nie wstydź! - Rita pociągnęła młodą Angielkę za rękę w stronę boiska, na którym trenowali przyjaciele dziewczyny, piłkarze jednej z drużyn FC Barcelony.
Olivia Campbell przyjechała do Hiszpanii z powodu wymiany, w jakiej uczestniczyła jej szkoła i szkoła Rity. Dziewczyny od razu się zaprzyjaźniły. Były niczym ogień i woda. Hiszpanka żywiołowa, otwarta i bardzo przyjacielska. Angielka za to skryta, lubiła marzyć i ciężko jej było nawiązywać nowe znajomości. Były niczym dwie połówki jednego jabłka, dopełniały się wzajemnie. Mimo, że znały się tak krótko, były gotowe oddać za siebie życie.
Teraz jednak Rita ryzykowała tym, że do końca pobytu w Barcelonie Olivia się do niej nie odezwie. Odkąd Liv do niej przyjechała, Hiszpanka próbowała zapoznać ją ze swoimi przyjaciółmi. Nie byłoby problemu, gdyby nie byli oni płci męskiej. Olivia odczuwała paniczny strach przez zawieraniem znajomości z chłopakami.
Stała na chodniku i zasłaniała twarz, licząc, że trenujący na boisku młodzi piłkarze jej nie zauważą. Marzenie ściętej głowy, w chwili gdy Rita krzyknęła na cały głos, w jej stronę obróciła się głowa wysokiego jak na swój wiek bruneta. Liv spaliła buraka.
- Olivio Campbell jeśli się zaraz tu obok mnie nie pojawisz, to obiecuję, że jak tylko wrócimy do domu, będziesz musiała zjeść tego ogromnego homara, którego kupił tata ! - Hiszpanka pogroziła jej palcem i zaczęła znacząco tupać stopą.
Dziewczyna westchnęła głośno i ruszyła w stronę swojej przyjaciółki.
- Grzeczna Olivia - Rita zaśmiała się i wzięła ją za rękę - Polubisz ich, mówię ci !
Razem weszły na boisko akurat wtedy, gdy trener chłopaków zarządził koniec treningu. Dwaj z piłkarzy odłączyli się od kolegów i podeszli do dziewczyn. Olivia zaczęła przeskakiwać z nogi na nogę, nie wiedząc, co powinna powiedzieć. Uśmiech jednego bruneta dodatkowo ją onieśmielał. Najchętniej to by teraz uciekła jak najdalej stąd. Powstrzymywała ją przed tym jedynie Rita, która mocno ściskała jej dłoń.
- Cześć, jestem Cesc - odezwał się brunet, który przez cały ten czas uważnie jej się przyglądał. Młody piłkarz wyciągnął w jej stronę dłoń. Olivia była tak onieśmielona całą tą sytuacją, że nawet tego nie zauważyła. Rita lekko szarpnęła jej rękę, a na twarzy Liv rozlały się rumieńce. Uścisnęła dłoń uśmiechniętego bruneta i szybko zabrała rękę w swoją stronę. Jej przyjaciółka zaśmiała się cicho.
- Olivia - wyszeptała, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Drugi piłkarz zawiesił się na ramieniu Cesca i mrugnął do niej okiem. Wystarczył jeden taki gest, a ona znów poczuła się niepewnie.
- Gerard - powiedział ten wyższy i roześmiał się głośno. Rita zmarszczyła brwi, patrząc na niego pytająco. - Jakoś tu sztywno.. - westchnął, a na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech.
Liv była pewna, że jest on typem żartownisia, który nie przestaje się śmiać i wiecznie się uśmiecha. Zawsze chciała być taką osobą, jednak nieśmiałość nie pozwalała jej na to.
- No to się poznaliście w końcu - powiedziała wesoło Rita, poprawiając swoje długie włosy. Ona również dostrzegła, że Cesc ani na sekundę nie spuścił wzroku z jej przyjaciółki. - Cesc, przestań się na nią gapić!
- Ah.. tak - wyszeptał, a jego twarz od razu się zaczerwieniła. Podobnie było z Liv, jej twarz nabrała czerwonego koloru. Gerard był wyraźnie rozbawiony tą sytuacją. - Idziecie z nami pograć?
- Dopiero co skończyliśmy trening - jęknął jego przyjaciel, ciężko dysząc. Fábregas pokiwał głową. Za wszelką cenę starał się unikać kontaktu wzrokowego z Angielką. Dlaczego się tak zachowywał? Przecież to tylko zwykła nastolatka, którą przed chwilą poznał.

*


Londyn,  2003r.

Cesc dostał propozycję dołączenia do jednej z młodszych drużyn angielskiego klubu Arsenal Londyn. Nie za bardzo chciał opuszczać miejsce, w którym spędził ostatnie kilka lat, jednak poza wspomnieniami i najlepszym przyjacielem, nie trzymało go w Barcelonie kompletnie nic. Jeśli zdecyduje się na transfer, będzie miał szansę na rozwijanie się, bądź całkowicie stanie w miejscu. Bał się zaryzykować, tym bardziej, że miał zamieszkać w deszczowym Londynie. Nie za bardzo widział siebie z parasolem w ręku, o wiele bardziej podobał mu się on wylegujący się w słońcu na plaży. Już był bliski odrzucenia oferty klubu, kiedy przypomniał sobie delikatny uśmiech i ciemne błyszczące oczy i powiedział "tak" działaczom klubu z Wysp Brytyjskich. Pojedzie do Londynu, przecież tam mieszka właścicielka tego cudownego spojrzenia. Pojedzie i odnajdzie Liv.
Minęło kilka miesięcy odkąd zamieszkał w Londynie, a Hiszpan nadal nie spotkał młodej Angielki. Nie miał po prostu czasu, by skupić się na czymś innym niż piłce. Ciągłe testy, badania i treningi wybiły mu z głowy dziewczynę, jednak teraz w końcu znalazł chwilę, by o niej pomyśleć. Już kilka dni temu wpadł na pomysł, jak może sprawić, by spotkali się na nowo. Nadal pamiętał do jakiej szkoły chodziła, miał więc nadzieję, że wpadnie na nią, gdy ta skończy lekcje.
Cesc stał zdenerwowany na chodniku przed ogromnym budynkiem szkoły Olivii. Przygryzał wargę i zastanawiał się, czy aby na pewno przez ten rok nie wyprowadziła się z Londynu. Tak bardzo chciał się z nią spotkać i odnowić ich znajomość. Kiedy usłyszał dzwonek kończący lekcje, na chwilę przestał oddychać. Myślał nawet o odpuszczeniu sobie tego, ale w końcu nie mógł zrezygnować w takiej chwili. W końcu drzwi otworzyły się, a z budynku zaczęło wychodzić mnóstwo osób. Bał się, że jej nie zobaczy, że przejdzie mu przed oczami, a on jej nie dostrzeże. Widział kilka brunetek podobnych do niej, już nawet miał podejść do jednej z nich i spytać, czy to przypadkiem nie ona jest Olivią. Postanowił rozejrzeć się po raz kolejny. Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech, kiedy tylko ujrzał dziewczynę, która zbiegała ze schodów. Był pewny, że to ona. Wszystkie wspomnienia związane z nią wróciły ze zdwojoną siłą. Chciał ruszyć w jej stronę, jednak nie czuł swoich nóg.
- Cesc, ogarnij się - mruknął do samego siebie i odetchnął głośno. Jeśli teraz do niej nie podejdzie to zaraz zniknie mu z oczu. Uspokoił nieco samego siebie i zaczął stawiać kolejne kroki ku niej. Brunetka nie zauważyła go nawet, więc minęła go szybko. Fábregas otworzył usta ze zdziwienia. Przecież miał ją na wyciągnięcie ręki, a ta go nie poznała. - Olivia! - krzyknął najgłośniej, jak tylko potrafił. Młoda Angielka odwróciła się i przyjrzała mu się uważnie, marszcząc brwi.
- Słucham? - zrobiła krok w jego stronę. Nawet teraz go nie poznała. Przecież wcale nie minęło tak dużo czasu, musiała go pamiętać. Hiszpan na krótką chwilę utonął w jej pięknych oczach. Widział w nich zakłopotanie.
- Naprawdę mnie nie poznajesz? - przełknął ślinę i posłał jej delikatny uśmiech.
Liv już miała pokręcić głową, jednak doznała olśnienia. Przez kilka sekund przyglądała mu się z otwartymi ustami. Przecież to nie mógł być on! Zakryła twarz dłońmi, czując jak zalewa ją krwisty rumieniec.
- Cesc? To ty? - uśmiechnęła się do niego, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że on naprawdę stoi tu, przed nią. Szeroki uśmiech na jego twarzy potraktowała jako potwierdzenie jej przypuszczeń.
- Nie przytulisz mnie? - spytał cicho i wyciągnął ręce w jej stronę.



~~~~~~~~~~~~~~~
Serdecznie witamy na naszym pierwszym blogu i jeśli nie opuści nas wena, to pewnie będzie ich więcej. Mamy wielką nadzieję, że nasze opowiadanie Wam się spodoba i będziecie je czytać z przyjemnością. Może wam się wydawać, że będzie podobne do opowiadania Minizy o Fabregasie, ale obiecujemy, że tak nie będzie :)
Pozdrawiamy, Miniza i Domczi

PS. Z mojej strony jestem bardzo ciekawa, czy da się odróżnić nasze style pisania ? Buziaki, Domczi :*